Codzienna terapia

Od początku trwania naszego projektu staramy się, aby zajęcia były kreatywne, multisensoryczne i aby angażowały pacjenta w jak największym stopniu, na ile jest to oczywiście możliwe. Kilka miesięcy wytężonej pracy, kilkadziesiąt zrealizowanych scenariuszy, mnóstwo radości i wspaniałych chwil na łonie natury, to dobry moment na podsumowanie i zarazem pierwszy wpis!

Projekt rozpoczęłyśmy wczesną wiosną, ale wtedy nasi pacjenci nie mogli jeszcze wychodzić na zewnątrz - było dla nich zdecydowanie za zimno, więc wszelkie prace odbywały się wewnątrz budynku. Skupiłyśmy się na przygotowaniu sadzonek i wysiewie roślin, warsztatach florystycznych i wdrażaniu poszczególnych elementów naszego planu. Ustalaniu zasad pracy oraz wdrażaniu pacjentów do wysiłku (tak praca w ogrodzie, to dla nich ogromne wyzwanie i trzeba było się na te wyzwanie dobrze przygotować!).  Zainteresowanie hortiterapią od pierwszych zajęć było ogromne i przerosło nasze oczekiwania. Musiałyśmy podzielić pacjentów na kilka grup, aby każdy zainteresowany mógł brać udział w terapii.

Okres letni obfitował w prace ogrodnicze na terenie naszego zakładu. Ogromną radość sprawiły pacjentom warzywa – ich wysiew, pielęgnacja, oczekiwanie na wydanie owoców i wreszcie konsumpcja. Śniadania w ogrodzie stały się sobotnią tradycją i cieszyły się dużą popularnością, ponadto stwarzały możliwość zebrania namacalnego efektu wszystkich starań. Jeszcze niedawno pacjenci trzymali w ręku małe nasionko i starali się go nie zgubić, a dzisiaj mają dorodny owoc. To napawało optymizmem i energią.



Postanowiłyśmy również wykorzystać zastaną przestrzeń (zwłaszcza, że ogród sensoryczny dopiero powstawał pod okiem projektantów), chciałyśmy aby rośliny, kwiaty i zieleń otaczały nas w każdej części zakładu (a teren mamy duży). Przed jednym z budynków, na niewielkim skwerku zasadziliśmy róże, od drugiej strony (od strony tarasu) stworzyliśmy w ramach zajęć mały sad owocowy (przyjętą praktyką jest, że latem terapia zajęciowa i poranne zajęcia manualne odbywają się na tarasach przy budynkach, więc stanowią one ważny element infrastruktury zakładu). Teren wokół tarasu był już zadrzewiony, więc dosadziłyśmy krzewy malin, porzeczek, agrestu oraz kilka dekoracyjnych krzewów, m. in. hortensje. Cały taras zapełniły skrzynki zawieszane na balustradach pełne kwiatów, stojące kwietniki i donice z pnączami.



Starałyśmy się także  pokazywać pacjentom nowe odmiany roślin, których dotychczas nie znali. Organizowałyśmy zajęcia rekreacyjne i integracyjne na tarasie, a ćwiczenia funkcji poznawczych umilał nam widok przepięknie kwitnących kwiatów. Były też projekcje multimedialne, warsztaty i zajęcia plastyczne związane z tematyką ogrodniczą. Tak więc było intensywnie, pracowicie i twórczo. Potem nadszedł czas jesieni, ale wiele roślin nadal pięknie kwitło. Część obsadzonych podwyższonych rabat, donic i skrzynek balkonowych umieściłyśmy na przewiązkach (korytarzu, który w naszym ośrodku łączy ze sobą wszystkie pawilony i oddziały). „Ojej jak tu teraz kolorowo i ładnie” – mówili pacjenci. „Jak przyjemnie posiedzieć wśród kwiatów” – cieszyli się. „Zrobiło się tak domowo” – powiedziała jedna z pacjentek. I te słowa najbardziej zapadły mi w pamięć. „Domowo, a więc bezpiecznie i dobrze.” – dodała.

Odkąd nie możemy wychodzić na zewnątrz otaczamy się roślinnością wewnątrz budynku – na kwietnikach, regale ekspozycyjnym, w pokojach pacjentów. Najmocniej ukwiecona jest oczywiście sala terapii. Zamówiłyśmy kwiaty doniczkowe, które pacjenci znają, i które być może, sami mieli w swoich domach, a także mniej znane okazy. Angażujemy pacjentów do ich codziennej pielęgnacji, tak aby mieli poczucie odpowiedzialności za posadzone roślinki. Bowiem nic tak nie usprawnia jak codzienne czynności. Każdego dnia, oglądamy nasze kwiaty i w razie problemów szukamy ich w albumach i próbujemy zaradzić ich przejściowym kłopotom. Systematycznie nawozimy i podlewamy. Większość roślin opisaliśmy, tak aby zapamiętywać ich nazwy, aby „Kroton” nie był „Kretynem”, „Kalanchoe” – „Kalachią”, a „Aloes” – „Eleosem”. Tabliczki także wykonaliśmy na jednych z zajęć – drewniane piki do zielnika pokryliśmy farbą tablicową.


Wśród naszych roślin znajdują się również te, które nie specjalnie są do hortiterapii zalecane jak np. difenbachia. Nie zalecane oczywiście ze względu na zawarte w nich toksyczne substancje. Dlaczego mimo to zdecydowałyśmy się na takie rośliny? Już wyjaśniam. Zanim zamówiłyśmy rośliny pytałyśmy pacjentów jakie kwiaty doniczkowe chcieliby mieć w sali terapii, aby poczuć się dobrze. Większość pacjentów wymieniła te, które miała we własnych domach, właśnie difenbachie, krotony czy też skrzydłokwiaty. Biorąc pod uwagę fakt, że mamy do czynienia z osobami dorosłymi, pielęgnacja roślin zawsze odbywa się pod nadzorem terapeutów i nie ma ryzyka, że pacjenci wyrządzą sobie krzywdę, a dodatkowo wiemy, że odnośniki do przeszłości i pozytywne skojarzenia stanowią bardzo ważny element terapii osób dotkniętych zaburzeniami pamięci, zdecydowałyśmy nie rezygnować z takich właśnie roślin. Roślin, które dla naszych pacjentów mają znaczenie, które wywołują ciepłe skojarzenia i tworzą namiastkę domu. Gdyby istniało ryzyko, że pacjenci mogliby sobie wyrządzić krzywdę, takich roślin na pewno by w zakładzie nie było.
I tak sadzenie i pielęgnacja roślin doniczkowych, jeden mały punkt naszego projektu, dostarczyły wielu pozytywnych wrażeń. Zdawałoby się zwykłe, proste zajęcia związane z dobrze wszystkim znanymi roślinami, stały się niezwykle inspirujące i motywujące, a ich obecność na oddziale sprawiła, że niektórzy pacjenci poczuli, że jest „domowo”. I myślę, że to jeden z najwspanialszych efektów naszych działań terapeutycznych...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Terapia , Blogger